środa, 21 września 2005

O swiecie bez granic


Z Pekinu pojechalismy po wcale nie drobnych zakupach, na daleka polnoc Chin, do HArbinu - miasta ktore od zawsze bylo raz to japonskie, raz rosyjskie, raz chinskie. Piekne miasto, mrozne. Czuc ze zblizamy sie do polnocy. W 4 dni przejechalismy 3500km, caly czas "do gory". Temperatura zmienila sie o okolo 30 stopni. Ja rano nie wytrzymalem, poszedlem do KFC. Na pysznego (w Warszawie bym raczej ominal z daleka) Zingera. Bylem niezmiernie szczesliwy kawalkiem miesa w bulce. Zwiedzalismy sobie miasto, zwlaszcza sklepy, pelne kielbas. Pozostalosci wplywow rosyjskich. Noca kolejne 1300km do Monzhouli - na granice. Wzielismy taksowke, ktorej kierowca baba, nie rozumiala za grosz gdzie chcemy jechac. I wozila nas od hotelu, przez miejscowy bazar, po sklad celny i przybytek rozkoszy. Na szczesciesei jakos dogadalismy i zostawila nas przed szlabanem na granicy. Musielismy zlapac stopa (10USD od lebka) by przewiozl nas przez terminale. Chinski no problem. Rosyjski.... ....DUZY PROBLEM. Cofneli nas, poniewaz nie mamy biletow do Brzescia. Czyli na tranzyt przez Rosje. To co udalo sie na Ukrainie, tu nie przeszlo. Wrocilismy do Harbinu. Miny mamy nietegie. Zastanawiamy sie co robic. Czy kupowac bilet przez agencje, czy na samolot... Ogolnie organizacyjnaq klapa.  Ale poradzimy sobie! I damy znac. Hej. ---- na 1400 (0600 GMT +8h)  jedziemy do Pekinu, stamtad w niedziele do moskwy, z moskwy samolotem do lwowa hej

Zdjęcia z mroźnego Harbinu

8 komentarzy:

  1. wsciekly nie, nie bede bo nie ma o co... jedyne co to to ze czuje ze troche..hmm zawiodlem i czuje sie z tym podle:/ co bedzie to bedzie musimy sie stad wyrwac jakos, z kasa krucho i uruchomiamy ostanie z ostatnich zapasow a tu jeszcze mam durne limity na karcie itp. jak cos sie wali to juz wszystko, szkoda bo mialo byc tak pieknie, ale jak to sie mowi : co nas nie zabije to nas wzmocni... mam nadzieje ze niedlugo sie zobczymy. za pare godzin wracamy do Pekinu i pewnie zaryzykujemy, choc... moze sie to roznie skonczyc. No coz wystarczajaco przygnebiajaco sie zrobilo, wiec koncze. :( pozdrawiam szczesciazy w kraju.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panowie... trzymajcie sie cieplutko i uwazajcie na siebie... napewno cos wymyslicie... Złoty... domyslam się, że chodzisz wsciekły... złosc pięknosci szkodzi... ;) Nerwy nic tu nie pomogą, a raczej trzezwe spojrzenie na sytuacje... duże buziaki i powodzenia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zawsze jest po myśli tak jak chcemy, dobrze ze macie kase zeby wrocic! najgorzej to jak by was nie chcieli wyposcic w ogole albo wsadzili do pudla za niewiadomo co. wiec jest jak jest. Awaryjne powroty samolotem sie zdarzaja jak z pewnego rejsu wielkanocnego - Pamietasz Zloty? nosy do gory wracajcie calo.

    OdpowiedzUsuń
  4. napewno wam sie uda trzymajcie sie, rzycze powodzeia. narazie i dozobaczenia a zloty juz ci wszystko zapisalem to co chciales a reszte sobie zapisszesz jak bedziesz papap:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to panowie, nie ma jak szczesliwe zakończenie wietnamsko-chinsko-mongolsko i jakiegos tam trip'u:)...ale najważniejsze ze zralizowaliście swoje marzenie...no moze Złotyx,bo Jędrulka to nie wiem;), ale...Czekam na Was i szykuje gitare coby zaśpiewać "więc pijmy bracie za tych co..."..na granicy siedzą..raczej...traga co za bzdety pisze..łech...mam srake;)Paps

    OdpowiedzUsuń
  6. super blog i zdiecia... Powodzenia

    OdpowiedzUsuń