poniedziałek, 12 września 2005

Jak to pandy nas rozleniwily

Dwadziescia jeden komentarzy to wystarczajacy sygnal ze dosc juz dawno nic nie pisalem. Pewnie lekkie przesilenie, moze zmeczenie po miesiacu podrozy(takie duze slowo). W kazdym razie obiecuje - nie dzialo sie nic pilnego, samowitego czy wartego pisania. Ale ziarnko do ziarnka zebrala sie notatka. Wzielismy najwyrazniej powazny przyklad z Pand, poniewaz w Czengdu, poza jedzeniem spaniem i internetem, nie zrobilismy prawie nic. Potrafilismy wtrzachnac trzy dwudaniowe objady, zwlaszcza miesne. Szaszlyki na grillu, szaszlyki w goracym tluszczu. Pierogi na parze. Zupy. Byl tez pomysl na zabie udka, ale z ekstrawagancja poczekamy do Wietnamu. Na szczescie po trzech dniach leniuchowania, musielismy wyjechac z miasta. Pojechalismy do Kumingu. Miasta - stolicy prowincji Yunan, polozonego na szerokosci zwrotnika raka. Tak "nisko" jeszcze nie bylem.  Miasto polozone wsod lasow, pol, wzgorz. Pieknych widokow z pociagu niestety nie uchwycilem, ale wierzcie mi sa zapierajace dech w piersiach. Poszatkowane kolorami, zieleniami, zolciami, zbocza gor - na ktorych uprawia sie ryz, kukurydze... Miasto wilgotne, deszczowe. Codziennie pada. Znaczy sie od dwoch dni i wieczorami. My spacerujemy sobie po gwarnych uliczkach, knajpkach, dzielnicy muzulmanskiej, po pagodach, muzeach. Ogolnie lekki cheel out na zmeczenie i momentami nosy na kwinte. Bardzo podoba mi sie w knajpach w Chinach. Procz tego, ze jedzenie nie ma nic wspolnego ze znanego nam z CO TU i innych wyszynkow chinczykopodobnych, to jest go o wiele wiecej i nie jest robione na "jedno kopyto". W kazdym razie nie az tak bardzo jak w Polsce. Owszem powtarza sie papryka, imbir, takie paskudne male szyszeczki, ale smaki z kazdym rownoleznikiem sie zmieniaja i zasadniczo nie powtarzamy sie. A wybieramy roznosci: nerki, zaoladki, zeberka, watrobki, baranine, kroliczka :), drob, wolowine, wieprzowine. Na slodko, ostro, bardzo pikantnie i az tak pikantnie ze sie nie da prawie zjesc. A jak sie swietnie je. Jak w chlewiku. Odpadki pod stol, razem z charchami. NA stole porozsypywany ryz tapla sie w sosach i resztkach warzyw. Paleczki pomagaja siorbac, a my zadowoleni ze wreszcie tresc sie liczy nie forma. Zglodnialem. Ide jesc. A Was zapraszam do lektury zdjec. Pzdr.

8 komentarzy:

  1. Nosz ponioslo mnie wczoraj.... tak to jest jak sie wypije po szklanicy miejscowej nalewki robionej z miejscowego bimberku :) Ogolnie nie jest "az" tak zle jak by to wygladalo :>, poprostu chwila zadumy, "szumu" w glowie, pogody deszczowej itp.... Siedzimy sobie w b. fajnym hostelu, leci dobra muzyczka, karaluchy chodza po komputerze, popijamy miejscowe piwko...:D Dzis wstalismy jak zwykle... czyli po 1000 i oczywiscie jak zwykle poszlismy cos zjesc(na sniadanie wielka micha zupy ze wszystkim), potem spacerek, znow wyzerka tym razem grillowa, a po 3,5h kolejna zarcie.Dzis mialem okazje wypic nalewke na Szerszeniach, no coz nic specjalnego...:) Kupilismy bileciki do Hekou na granice z wietnamem - to juz za 3 dni hahahah. Dziekuje za wszystkie wpisy i mile slowa. pozdro 4all

    OdpowiedzUsuń
  2. jessu biedny mirmił, jak wejdzie w galerie to pusci pawia przez te wiszące ptaki, no ale hm, od paru dni, zdjecia waszego jedzenia wygladaja dosyc atrakcyjnie :) hmm nalewka z szerszeni? yummi. buziaki chopaky, przyslijcie pocztufkje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piwo i 3 obiady dziennie ;) Widzę, że ciężko pracujecie, żeby na następnych żaglach były 4 pandy, nie 2 ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobre!!! lekki makijaż i gotowe!!! super... trzymajcie sie cieplutko...

    OdpowiedzUsuń
  5. No panowie!! Wreszcie fajne zdjęcia. nie jakieś nudy i zabytki, a ludzie, miasto i uliczki! to jest to kurcze blade :) Złoty poniekąd rozumiem Cię. Zresztą niedługo mnie też czeka podróż, nie wiem czy nie bardziej samotna. Ale nie będę Cię pocieszał bo nadal jestem obrażony i wstrzymuję oddech za te pandy. Porównanie było niedorzecznością!! JA JESTEM MOPSEM! (ładne słowo)

    OdpowiedzUsuń
  6. A to ja...nie martwić sie panowie...dopadła mnie dwutygodniowa chandra i sama nie wiem czego chce od zycia...do afryki wybije zarem z szyszką, bo i ona od problemów nie stroni....Jetem tylko zadowolona ze dobrze jecie, to moze złoty weż pare przepisów to zrobisz " bankiet" dla znajomych, każesz nam sie ubrać w kimona i smieszne czapeczki i przyszykujesz nam pyszne potrawki..czy coś w tym stylu...a Jedrula zrobi pieknie wystrojenie wnetrza....Impreza jak Siejemasz...pomyślcie o tym:) Cmok!

    OdpowiedzUsuń
  7. nie lubię kompów w buwie. co za gówna

    OdpowiedzUsuń
  8. Super fotki !!! Dzieki za praktyczne info-ja tez za ok 2 tyg.startuje do Chin pociagiem bez ruskich tranzytówek i biletow tyle ze przez Brześć. Powodzenia!!!!!

    OdpowiedzUsuń